niedziela, 30 listopada 2014

Kyoto.

Kyoto, analogowa informacja pasażerska wygląda tak. Dla nas, przyzwyczajonych do wyświetlaczy cyfrowych wygląda to egzotycznie ale wydaje się być użyteczne:

niedziela, 23 listopada 2014

Augsburg

Niemcy przyzwyczajają do perfekcyjnej informacji pasażerskiej. Na obrazku tablica odjazdów w Augsburgu.

sobota, 22 listopada 2014

Tam gdzie królują kangury

Byłem w Australii, czyli w taki dziwnym kawałku Europy poza Europą. Przesyłam wobec tego kilka przykładów informacji pasażerskiej w Sydney. Miłego oglądania.





czwartek, 22 listopada 2012

Metro w Moskwie

Metro jest jedynym sensownym transportem zbiorowym w mieście. Na powierzchni nigdy nie wiesz kiedy dopadnie ciebie korek i utkniesz. A metrem to możesz przejechać na drugi koniec miasta i nawet tego nie poczuć. Nic dziwnego, że ten środek cieszy się ogroomnym zainteresowaniem co widać i czuć. Jak to się mówi, że jest taki tłok, że gdyby nie pani Mariolka to nie było by palca gdzie wsadzić. Tutaj można zamienić Mariolkę na Swietłanę czy inną Galinę. Poza tym hasło jest aktualne, aż za bardzo. Dlatego najważniejsze jest aby dobrze stanąć - czyli tak aby nie zostać stratowanym lub zdążyć wysiąść tam gdzie się chce. Bo jak wiadomo nie ma zmiłuj się - tu jest Rosja.
Polityczny schemat linii metra:
I zdjęcie najbardziej reprezentacyjnej stacji:
Resztę sobie znajdziecie w wikipedii.

środa, 21 listopada 2012

Informacja przystankowa

Wszyscy wiemy jak ważna jest informacja przystankowa. Ale niestety pełna informacja przystankowa oznacza koszty. Bo i tabliczki trzeba zmieniać, rozkłady aktualizować w związku z tym w krajach na wschód od Bugu przyjęto zgniły kompromis. Za informację najczęściej robi tabliczka powieszona gdzieś wysoko nad głowami gdzie są zapisane numery linii i interwał w jakich jeżdżą. W Moskwie dodano do niego bonus w postaci informacji o kierunku w jaki linia jedzie. W ramach przyzwoitości dla linii jeżdżących rzadziej niż co 30 minut wypisane są dokładne godziny odjazdów. Ale z punktualnością jest różnie więc co z tego, że rozkład jest jak fizycznie go nie ma.
Zdarzają się jednak wyjątki. W centrum miasta np. na trasie linii B zainstalowano prawie pełną informację pasażerską, można znaleźć tam linie, przebieg trasy a nawet mapę! Niestety nie ma na tym czymś rozkładów... widocznie zbędne.
Przystanek w wersji LUX
Przystanek w wersji standard

Jednak na plus zaskoczymy się wewnątrz pojazdów. Wszystkie mają schemat linii... ale tylko zajezdni, która daną trasę obsługuje. Do tego działa zapowiadanie przystanków. Mało! Gadaczki działają cały czas i można się dowiedzieć:
- że trzeba uważać na pożar i przed wyjściem z mieszkania należy sprawdzić czy się wszystko wyłączyło.
- że kara za jazdę bez biletu to 1000 rubli,
- że zajezdnia poszukuje motorniczych, kierowców lub mechaników do pracy
- że wysiadając z tramwaju trzeba uważać i wziąć dziecko za ręce
- że przechodzić należy z przodu tramwaju a z tyłu autobusu( - ktoś wie co autor miał na myśli)
- że przez jezdnię to na przejście dla pieszyć i na zielonym świetle
Człowiek się czuje doinformowany maksymalnie. Jak ktoś nie lubi autobusów i tramwajów to gadaczka dopadnie go w metrze. Nie ma obawy.

Informacja o zmianach w kursowaniu.

Rzecz niebywała, rozkład jazdy!

wtorek, 20 listopada 2012

Czas stop


Niewątpliwie terazz trzeba rozwinąć temat taryfy. Kupując bilet tygodniowy czy miesięczny w Norymberdze możesz jeździć wszystkim. Kupując bilet miesięczny w Moskwie musisz zważyć na to co kupujesz. Jest bilet na metro kosztujący 1720 rubli lub bilet na autobus, tramwaj, trolejbus kosztujący 860 rubli. Kupiłem ten drugi i to był błąd bo transport naziemny pełni tutaj rolę ozdobną. Nie pojeździsz sobie nim za szybko ani nie porobisz mu zdjęć. Wszystko to za sprawą potężnych korków które paraliżują to miasto 24h na dobę. Tu nie wiesz, czy do nastęþnej przecznicy dojedziesz w minutę czy za godzinę. W korku w imię komsomolskiej równości stoi wszystko, tramwaje, autobusy i trajty. Bo cóż znaczą przepisy dla tutejszych kierowców - ogólne niezobowiązujące wytyczne. Czasem tak trzeba by ktoś mógł przejechać to trzeba innym zabrać. Tutaj nie zrobiono tego w porę i to się mści. Okrutnie.
Trzeba się udać na miejsce zgrupowania czyli do pracy. Jako, że kupiłem bilet na transport naziemny to wybrałem kombinację nogi plus tramwaj. Nie doceniłem jednak skali zakupionej mapy bo w ogóle na niej skali nie było i przejście jakichś dwóch skrzyżowań zajęło mi jakieś 20 minut. W normalnej sytuacji udałbym się tramwajem numer 45 ale ze względu na remont tramwaj 45 kursuje inną trasą. Niby można było podjechać trolejbusem ale kto by chciał stać w korku - piechotą w końcu szybciej. Dotarłem na przystanek 45 i o dziwo przyjechał on w miarę szybko i powoli tocząc się po powyginanych szynach dojechałem do celu. W międzyczasie odwiedziła wagon brygada kanarów, standard obsługi jak w Polsce (moja karta magnetyczna została sprawdzona optycznie za pomocą przenikliwego wzroku kanara i machnięcia ręką).
Z powrotem wróciłem kombinacją nogi plus metro. Na trolejbus B nie można było liczyć.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Front wschodni

Były plany by pojechać do USA - nawet wizę wyrobiono, były plany by pojechać do Niemiec i dokończyć dzieła zniszczenia zapoczęte w lutym - nawet Serbia się gdzieś tam przewijała. No i co wyszło? Lecę do Moskwy - stolicy największego państwa świata. Lot zapocząłem z nowego kiosku we Wrocławiu planowo o godzinie 6:20 lotem do Kopenhagi. W towarzystwie podstarzałych biznesmenów czyli tzw. kadry poleciałem liniami SAS. Linie SAS zaczynają zrzynać z Ryanaira i Wizzaira i za wszystkie posiłki na pokładzie samolotu sobie każe płacić. Nie wiem ile ale na pewno w euro i drogo. Godzinę po starcie wylądowaliśmy na lotnisku Kastrup w Kopenhadze i ponieważ miałem 3 godziny do następnego lotu to ulotniłem się z lotniska celem zapoznania się z najbliższą okolicą. A tam skandynawia czyli trzyosie i... solarisy i citaro. Jednym słowem zachodnioeuropejska nuuda z domieszką skandynawii. Jak to bywa w takich krajach wszystko jest nienagannie utrzymane, chodniki równe a trawniki przystrzyżone a życie na Kostropie toczy się powoli w rytm przełączających się świateł na skrzyżowaniu. Sielska dzielnica gdyby nie wszędobylski hałas lądujących i startujących samolotów. Po wykonaniu kółeczka i poczynienia paru fotografii wróciłem na lotnisko by ponownie przejść odprawę i oczekiwać na lot do Moskwy.
Przy oczekiwaniu na lot do Moskwy już od razu widać, że gęby z rysów znajome bo o ile Duńczycy wyglądali jak wyjęci z Gangu Olsena to pasażerowie lotu do Moskwy jak swoi ludzie. No i na tą drugą płeć też można było niepomarnować wzroku. W samolocie okazało się, że to byli Polacy - jacyś sportowcy czy coś. Pożytku z tego żadnego bo mruki z nich były i równie dobrze mógłbym sobie z Chińczykami pogadać. Planowo wylądowaliśmy w Moskwie na pięknym lotnisku, to znaczy takim jak wszędzie czyli szkło, stal, glazura i terakota. Na tym pięknym lotnisku musieliśmy przejść odprawę celno-paszportową. I wygląda to tak. Jest z dwanaście okienek razem, tylko nad ośmioma wisi napis: "Dla obywateli Rosji", nad kolejnymi dwoma "Dla obywateli Białorusi", nad jeszcze jednym "Business Klass" i zostaje jedno przed którym ustawia się kolejka pięć razy dłuższa niż do innych. No nic trzeba stać. Stoję i stoję - tak chwilę postałem i dostałem olśnienia: "Przecież to jest słowiański kraj i to w tej najweselszej postaci" i sru do okienka "biznesklasy". Pan spojrzał, podbił i dał papierek. I już byłem po drugiej stronie... a ci z zachodniej europy i tak tego nie zrozumieją.
Automat do biletów na AeroExpress

Po przejściu kontroli paszportowej musiałem odebrać jeszcze bagaż i kontrolę celną ale to poszło gładko. Później jeszcze wybierka pieniędzy z bankomatu i długa droga na areoexpress, który łączy lotnisko Szeremietiewo z dworcem Białoruskim. Na Szeremietiewie jest tak, że do autobusu masz z 20 - 30 metrów - przystanek jest zlokalizowany przed terminalem ale do areoexpresu to musisz przedreptać z pół kilometra, pojechać windą, pokonać sto zakrętów i przejść przez galerię handlową. No ale w skali kraju nie jest to dużo przecież. W międzyczasie można sobie kupić bilet w automacie - wyglądającym zachodnio ale funkcjonalność taka tutejsza. Integracja taryfowa to ciągle pieśń przyszłości.
O godzinie 17:00 wsiadłem to tego nowego Aeroexpresu i po 35 minutach wysiadłem na dworcu Białoruskim. A tam zaczęła się przygoda.
Początkowo miałem pojechać tramwajem ale wyszło tak, że wpadłem do stacji metra, kupiłem bilet i po minutowej jeździe schodami w dół byłem na peronie. A tam? A tam tyle narodu, że klękajcie! Mimo to zająłem miejsce w wagonie serii 081 i po pierdolnięciu drzwiami i nastawnikiem pędziliśmy do następnej stacji metra. Z metra udało się też wyjść (bez ruchomych schodów) i zameldować o 18:30 w hotelu. Po zrzuceniu bagaży udałem się na rekonesans... wyszło kółeczko liniami 14, 24 i 41. W międzyczasie kupiłem sobie miesięczny na transport naziemny. I to był błąd.