środa, 29 lutego 2012

Zjazd do zajezdni

Czas wracać do domu. Teraz już na dłużej.
Pracę skończyłem o godzinie szóstej rano. Poszedłem na śniadanie i udałem się na pociąg i wybrałem ten co najdłużej jedzie a całą podróż zalegałem śpiąc. Nie pospałem zbyt długo bo to jedyne 170 kilometrów i nawet jadąc regionalem to tylko dwie godziny zalegania. Gdybym jechał naszymi kolejami to bym się pewnie wyspał dłużej.
Znajoma Finka po spytaniu przez mnie kogo wy tak nie lubicie jak my Niemców odpowiedziała: Szwedów. I tu pojawia się różnica bo jakkolwiek my swoich Niemców ku chwale ojczyzny wykopaliśmy za Odrę dość sumiennie to w Finlandii Szwedzi ciągle są. Widać to w dwujęzycznych napisach w Helsinkach i innych miejscowościach wybrzeża. I tak Tikkurila to Dickursby, Kappyla to Kottby i tak dalej. Dwujęzyczne napisy są również obecne w zbiorkomie w przeciwieństwie do takiego Cottbus gdzie co prawda ulice mają dwujęzyczne nazwy ale w komunikacji miejskiej zostają tylko te od germańskich oprawców. 
Poniżej załączam standardowy schemat sieci z Helsinek:
Po opuszczeniu pociągu skierowałem się do autobusu 61 i dokonałem podróży na lotnisko gdzie dokonałem oględzin terminala i stwierdziłem, że oni budują tam kolej na lotnisko i już w 2014 będę mógł na lotnisko w Vancie dojechać pociągiem. 
Tak jest. Obecnie lotnisko w Helsinkach... wróć w Wancie opiera się na transporcie samochodowym i autobusowym. Przypomnę tylko, że rocznie przewija się tutaj 12 milionów pasażerów. We Wrocławiu odprawia się pasażerów niecałe 2 miliony a sprawa kolejki na nowy terminal urosła do rangi największej afery politycznej na Dolnym Śląsku. Taka nasza megalomania a na kolej lotniskową to my jeszcze mamy czas.
Punktualnie o 11:20 odleciałem z Finlandii do ciepłych krajów...

Koniec.
Podziękowania dla tych co dotrwali do końca.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Mróz ale bez opadów śniegu

Do Finlandii powrócił mróz, ku mojemu szczęściu i pewnie obojętności tutejszych mieszkańców. Prawie wolny poniedziałek wykorzystałem na doliczanie rzeczy niezaliczonych czyli znów była okazja do poślizgania się trzyosiami jako pasażer.
Wnętrze autobusu Volvo 8900

Ślizgiem panie!

Przy okazji ślizgania się miałem okazję do przyglądnięcia się pracy kierowców. Z moich dość mało skrupulatnych obserwacji wygląda na to, że o ile wozy mają w miare stałe przydziały, szczególnie na takich efemerycznych zadaniach jak K26 to kierowcy skaczą po autobusach jak pchły po psie. Wymiana prowadzących odbywa się na przystanku Keskustori czyli po naszemu Centrum i centrum jak to centum to oznacza, że zawija tam większość linii kręcących się po mieście. Trzeba powiedzieć, że Tampere to nie jest Dachau gdzie wszystko się zbiega wokół dworca i tak dworzec kolejowy żyje sobie własnym życiem, ichniejsze autobusy liniowe i dalekobieżne startują z dworca autobusowego, który nie znajduje się koło dworca kolejowego a głównym węzłem komunikacji miejskiej jest Keskustori, które nie znajduje się ani koło dworca kolejowego ani koło dworca autobusowego. No to tak jak u nas.
Wracając do wymiany, zajmuje ona kilka chwil i odbywa się często w trakcie kursu a schemat postępowania jest następujący:

  1. wydruk z kasy
  2. waliza z monetami
  3. kurtka
  4. ewakuacja
Następny kierowca robi to samo tylko, że bez wydruku z kasy i od tyłu.
Jeśli chodzi o styl jeżdżenia tutejszych drajwerów to widać, że śnieg to oni widzą nie pierwszy raz w życiu. Nie zarywają bez potrzeby ale jeżdżą dynamicznie i szybko. Większość z nich preferuje pozycję w stylu "nie oddam wam swojej kasy fiskalnej" - zainteresowani wiedzą o co chodzi.


PS. Przebieg linii autobusowych można znaleźć na stronie: http://linjakartta.tampere.fi/ ale nie są to wszystkie linie, które kursują w tutejszej aglomeracji.

czwartek, 23 lutego 2012

Odwilż

Do Tampere znów zawitała odwilż. Znak, że już za dwa miesiące będzie wiosna jak to mawiają Finowie. Ja taką wiosnę to wiadomo gdzie mam tak jak to co tu się dzieje.
Nie integruję się kompletnie z mieszkańcami tutejszego kraju. Powodami takiego stanu rzeczy są: a) bariera językowa, b) małomówność Finów, c) brak zainteresowania z mojej strony. Nie interesuje mnie fińska kultura, muzyka i styl życia. Po prostu staram się przewalczyć to co mam tu do zrobienia i zmyć się jak najprędzej a tym obcokrajowca gąbki to nie dla mnie w Finlandii.
Tymczasem fińska muza dopadła mnie zupełnie nieświadomie przy przewalaniu youtuba w poszukiwaniu jakiejś muzyki do słuchania. Trafiłem na takich miłych uchu rzeźników z Rotten Sound:

Tak sobie słuchałem, słuchałem i postanowiłem coś poguglać o nich i co? Okazało się, że są z tego wesołego kraju muminków i świętego mikołaja. No cóż, ja ich posłuchałem bo mi się spodobali a nie z powodu tego, że jakiś gostek zbudował w tym kraju ikarusa czy działał w nim Adolf*


*Adolf Gustaw oczywiście. ;)


wtorek, 21 lutego 2012

Uwaga na sople

Odwilż, którą zobaczyłem w Helsinkach dotarła i tutaj. Zamiast białej poduchy mamy chlapę i syf. Wszystko jest tak brudne, że redaktor Harłukowicz by się pewnie wybrudził.
Należy pamiętać, że Finlandia to kraj jezior.
Dzień jak codzień, na rano do pracy a po pracy rekonesans. Wiele rzeczy można mówić o Finlandii, że zimno, że drogo, że pusto i za wyjątkiem drewna i śniegu nie ma niczego do zaoferowania ale nie można odmówić Finlandii uroku. Przepiękna przyroda, która może ująć nawet takiego technokratę jak mnie i przede wszystkim urocza architektura. Nie wiem jak oni to robią ale cały ich kraj wygląda jak nowe mebelki z ikei i niezależnie od tego czy to jest drewniany domek z początku wieku czy nowoczesne budownictwo jeszcze świeżym tynkiem pachnące. Obeznany człowiek w stylach i kierunkach budowania by pewnie znalazł dużo mądrych słów na opisanie piękna fińskich budowli ale ja napiszę tylko, że mi się one bardzo podobają. I podoba mi się jeszcze jedna rzecz, nawet nowe tutejsze osiedla stanowią zamkniętą i zorganizowaną całość uwzględniającą różne potrzeby mieszkańców czyli od parkingów do placu zabaw a miejsca takie jak międzyblokowe bagno (mieszkańcy Poleskiej wiedzą o co chodzi) się tu prawie nie zdarzają.
Dwa pojazdy marki volvo na tle ceglastej zabudowy. 

Drewniane domy w Helsińskiej dzielnicy Kappi

Nowo budowany blok w Tampere

Bywsze tereny portowe w Helsinkach są odzyskiwane i przebudowywane na dzielnice mieszkaniowe

Fiński panelak o niewyszukanej jak na ten kraj fasadzie

Wydaje mi się, że dbanie o przestrzeń publiczną jest jakimś miernikiem stopy życiowej i ucywilizowania danego społeczeństwa a Finlandia pod tym względem naprawdę błyszczy. To co tu zaprezentowałem to ledwie niereprezantatywny kawałek bo temat jest obszerny na kolejny blog.

poniedziałek, 20 lutego 2012

We are landing at HelZinki po raz drugi


"We are landing at HelZinki" jakby to powiedział pilot samolotu lufthansy lądujac na lotnisku w Waancie. Ponieważ mam dzień wolny to wybrałem się do tych HelZinek bo to urocze miasto. W ogóle cała Finlandia jest urocza, czy to zimą czy latem. Brak obdrapanych budynków, klocków z dachbudu i wszechobecnym polskich krzaczorów. Wszystko ładne, przestrzeń zagospodarowana i do tego czysto. Czysty i nowy był też pociąg, którym się do tych HelZinek dostałem. Co prawda 10 minut opóźniony ale przy 30 cm śniegu i zimie w pełni można wybaczyć.
Automat biletowy na dworcu w Helsinkach. Szkoda, że niedziałający

Drogowskaz do BOKu HKL. 

Drogowskazy do metra i tramwaju na dworcu kolejowym w Helsinkach


Zdobyczne informacje z BOKu HKL czyli cegły i mapy

Plan na Helsinki był taki: tramwaj 1A, metro i autobus. Udało się zrealizować tylko tylko tą pierwszą część. Oczywiście po wyjściu z pociągu zgubiłem się szukając jakiegoś tutejszego Kundencenter pomimo tego, że cztery lata temu w nim byłem. U nas w Norymberdze to po wyjściu z pociągu wpadłem na automat biletowy ale tutaj automatów biletowych brak (ani w pojazdach ani na przystankach). W końcu znalazłem najpierw drogowskaz do niego a później sam punkt ukryty gdzieś pod schodami do metra. We Wrocławiu gdybym miał szukać wielko brzmiącego BOKu MPK to chyba bym się pochlastał. Na Prusa? Dla kogo? Dla wiewiórek? W ogóle derekcja mogłaby się wynieść z tego budynku gdzieś na zajezdnie w celu cięcia kosztów bo to ani blisko ani po drodze. W punkcie HKL kupiłem bilet 24h i zaopatrzyłem się w makulaturę, czyli cegły i plan sieci. Czyli w zasadzie wszystko co jest potrzebne takiemu gościowi jak ja. Jakkolwiek cztery lata temu jako bilet dwudziestoczterogodzinny dostałem plastik to w tym roku dostałem tekturkie. Pani przy sprzedaży wyjaśniła mi jak przekasować ten bilet i po zapłacie siedmiu jurków (zdzierstwo) mogłem już się delektować posiadaniem tej tekturki.
Tekturka, czyli bilet dwudziestoczterogodzinny w całej okazałości

Wyszedłem z dworca, zobaczyłem tramwaja, zasiadłem w nim i próbowałem zgodnie z instrukcją usłyszaną w okienku przekasować ten bilet czyli wepchnąć i nacisnąć zero. Nie wiem czemu zero... a dlaczego nie 1, 2 lub 4, które też widniały na rzeczonym kasowniku. Pomęczyłem się i machnąłem ręką bo próby zakończyły się niepowodzeniem. Może gdybym miał młotek to by mi poszło łatwiej ale młotka nie miałem a tekturka jeszcze trochę by utknęła na amen w tej piekielnej maszynerii. No i sobie tak jeździłem po tych HelZinkach najpierw 7A, później 1 do pętli używanej tylko w dni robocze, następnie przejście przez las na ósemkę po to by zaliczyć dwuprzystankowy nowy odcinek linii osiem (czyli o jeden mniej niż linia na Gaj).
Szatański kasownik

Dzisiejszy kształt sieci tramwajowej w Helsinkach wynika głównie z faktu, że w roku 1960 postanowiono nie rozwijać tego środka transportu tutaj oraz zaplanowano w okolicy roku 2000 w ogóle zlikwidować te przecinaki. Te dalekosiężne plany nie zostały zrealizowane bo już w 1976 roku zmienił się trend i zakupiono nowe tramwaje, jednakże miasto w tym czasie "rozlało się" a sieć tramwajowa została prawie taka jaka jest co sprawia, że obsługuje ona tylko centralną część Helsinek. Tym sposobem tramwaje tutaj nie stanowią jakiegoś ważnego środka transportu, tak w zasadzie to można by je spokojnie przedublować autobusami (i tak się tu dzieje) i wyciąc ale jednego im nie można odmówić. Tramwaje w Helsinkach są urocze, te niewydzielone torowiska w wąskich ulicach, spadki, wzniesienia, wicie się pomiędzy gęstą zabudową - to wszystko powoduje, że mają one "klimat".
Tablica informacyjna przed dworcem kolejowym w Helsinkach

Odjazdy i przyjazdy pociągów w Helsinkach

Dynamiczna informacja pasażerska w wersji mini i nie do końca sensownym komunikatem

Tyle dzieli tramwaj w Helsinkach od krawędzi peronu

Słupek przystankowy

Analogicznie jak w naszych urzędach w fińskich kolejach trzeba najpierw pobrać numerek

No chyba, że lubimy interakcje z bezdusznymi automatami

I poraz kolejny ten klimat "mnie wziął" i cały dzień zamiast zrealizować swój plan jeżdziłem tramwajami. Najpierw 7A, później 1, później 8 gdzie zauważyłem, że szykowane jest następne przedłużenie sieci a na końcu czwórka i trójka. Metro musi jeszcze poczekać.
Do Tampere wróciłem IC za jedyne 30 euro od głowy. Ech te ceny.

niedziela, 19 lutego 2012

Powolny weekend

Dzisiejszy dzień będzie krótki, poniewż o 6:00 wyszedłem z pracy i udałem się do hotelu na długi spoczynek. Tak samo minęła niedziela z tym, że w niedzielę postanowiłem doczekać do śniadania w hotelu, które było o 7:30. Sprawdziłem pocztę, coś tam zakomitowałem, znów poczta, fotogaleria, fejsik, naszka, poczta - zleciało. Gdybym tak się podliczył to pewnie na bezproduktywnym klikaniu spędziłem połowę życia ale na szczęście nie czas na takie rozważania. Zawsze przychodziłem na śniadanie gdzieś tak o 9:00 to już wszystko było wystudzone i przebrane a tym razem wpadłem jako jeden z pierwszych i obżarłem się jak oryginalna świnia świeżutkim chlebem, jajecznicą, parówkami, serem i czymś tam jeszcze. Później lulu i spać do 14. Nocki rozwalają plan dnia skutecznie ale tutaj to nie rzutuje bo ileż można jeździć autobusami z niebieskim pasem u dołu gdy biletu okresowego brak?
Niby kraj nowych technologii a tu oznakowanie jak w DLA

czwartek, 16 lutego 2012

Trochę śniegu na początek


Dzisiaj był czas na zdjęcia bo do pracy mam na 22gą. Po wyjściu z hotelu zauważyłem, że spadło tu trochę śniegu. Nie, że dużo. Trochę, to znaczy taki poziom pół metra i jest go gdzie jeszcze odgarniać. Po wypełznięciu z hotelu skierowałem się na przystanek przy dworcu kolejowym ale dość długo nie mogłem znaleźć gdzie odjeżdża 16stka, którą planowałem pojechać. Finlandia to nie Niemcy, gdzie wszystko jest podane na tacy. Tutaj trzeba podreptać i koniecznie pomachać bo inaczej się autobus nie zatrzyma. Do autobusu wsiadamy przednimi drzwiami a wysiadamy resztą po naciśnięciu przycisku. Lwią część taboru stanowią sztywniaki co nie jest dziwne patrząc na sytuację drogową. Wchodzenie bokiem w przystanki, robienie ślizgiem zakrętów czy szuranie to tu normalka. W Finlandii w zimę panuje cisza (śnieg tłumi dobrze hałas) ale gdy zbliżamy się do skrzyżowania to słyszymy szzszszszszzszsz.... te szszszsz to efekt tarcia opon (często z kolcami) o nawierzchnię (często posypaną żwirem). Tutaj nikt się "nie pierdoli" bo śnieg to dla nich normalka. Więc tak szurając i ślizgając się dojechałem gdzie miałem dojechać i zauważyłem, że pomimo obfitych opadów ruch na drogach odbywa się płynnie i nie ma tak, że 703 nie przyjechało przez pół godziny albo i dłużej. Gdyby tyle śniegu spadło we Wrocławiu to byłaby to klęęęska czyli w języku Czumy utrudnienia.
Lekkie utrudnienia na drodze
Po pozaliczaniu kilku autobusów, zrobieniu paru zdjęć oraz stwierdzeniu, że już 14:30 więc ma prawo się ściemniać udałem się do marketu na zakupy gdzie padłem porażony cenami. Przykład: Diesel: 1,60EUR, Chleb 1,1-3EURo, sok od jednego jurka w górę, piwo - 2EUR. Nie, żeby to było dla mnie zaskoczenie ale to nie są tanie Niemcy. A mówią, ze tu się zarabia mniej niż w germanii. Jak żyć premierze?

Wio na miasto

Dzisiejszy dzień zacząłem ambitnie. Kupie sobie tutejszą urbankę! Generalnie w Tampere nie ma biletów okresowych krótszych niż miesiąc a nawet jakbym chciał ten miesięczny to bym musiał mieć jakieś fińskie papiery więc została mi tylko do kupienia karta prepaidowa, której jedyną zaletą jest to, że bilet godzinny na niej kosztuje 1,62EUR zamiast 2,5EUR kupowanego u kierowcy. Karta kosztuje 5 euro i można ją doładować wielokrotnością 10 euro i może być to chyba maksymalnie 40euro. Kartę można wyrobić w jednym miejscu, które nie łatwo jest znaleźć ale doładować można w kilku(nastu) miejscach. W tym jedynym miejscu można pobrać od razu papierowe wersje rozkładu jazdy, jakieś gazetki a kupując kartę dostajesz etui na nie gratis razem z kompletem informacji. A miejsce to jest urzędem miasta i takież w nim panują reguły i aby dostać się do okienka należy podejść do pudełka, nacisnąć przycisk i pobrać numerek. Kultura, że niech ich szlak. System opłat za przejazd jest generalnie nieelastyczny i nieprzyjazny, tu Wrocław błyszczy w stosunku do tej fińskiej dziury.  po angielsku jak z tego plastiku skorzystać. No zawiewa trochę tą Europą jednak.
Karta miejska na okaziciela w gustownym żółtym etui

Jeden z wielu rozkładów jazdy jaki można pobrać w tym no BOKu. 

Okładka mapy komunikacji miejskiej

Streszczenie książki poniżej

Regulamin i wszystko co powinieneś wiedzieć o podróżowaniu zbiorkomem w Tampere

Ulotka dla turystów z listą miejsc i czym do nich dojechać + lista miejsc doładowań plastiku.

Opuściwszy przybytek niedoli udałem się na autobus. Analogicznie jak w Dachau opłatę uiszcza się przy wejściu do autobusu drzwiami od kierowcy i albo jest to odbicie karty (nawet miesięcznej!) lub zakupienie biletu w autobusie. Sandał z masłem. Później pojechałem na foty ale to będę się rozpisywał na następny dzień.

W Tampere dzisiaj -3 i słońce czyli upał. Finowie to z tego nadmiaru słońca zwariowali, a finki to już w ogóle bez czapek, krótkie spódniczki. No ale jest upał. Wracając do hotelu natknąłem się na dziwne wydarzenie. Na głównej ulicy pojawiło się kilkadziesiąt ciężarówek. Kontenery, śmieciarki, wywrotki i plandeki. Nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że były one wypełnione młodzieżą wrzeszczącą i rzucającą cukierki. Jeździli, krzyczeli i korkowali miasto tak przez dobre dwie godziny a wyglądało to dość fajnie. Można by to zaadaptować do przewozu kibiców na stadion - wsadzić takie mięso do patelni i wio na Pilczyce.


środa, 15 lutego 2012

We are landing at HelZinki


Środa zaczęła się wcześnie. Wstałem, wysłałem SMSa do taksiświnia by nie było lipy i przyszykowałem się do drogi. Patrzę za okno - aaaale tu napadało, ciekawe co się dzisiaj wykolei, bo coś wykoleić się musi. Rozjazdy nie ludzie, którym można naściemniać, że po euro będzie lepiej lub ich można zagonić wożenia gniotami ludzi za 15,6PLN brutto za godzinę. Jak nie będą konserwowane, utrzymywane to powiedzą w kluczowym momencie "nara" i będzie trzeba wzywać dźwig.
Na lotnisko planowo, odprawa przeszła bez zakłóceń. Warto wspomnieć, że znajoma firma Pixel Bydzia rozwiesiła już od pewnego czasu system informacji pasażerskiej na lotnisku a obecnie w samolotach lotniskowych puszczają swoje reklamy (aż do wyrzygania) I o 5:45 zasiadłem w krawaciarskim samolocie do Warszawy. Na pokładzie pewnie same ważne persony a wśród nich Dawid Jackiewicz jadący pewnie podładować akumulatory do centrali ale pomimo mgły jak nad Smoleńskiem wylądowaliśmy. Wylądowaliśmy powiedziałbym z gracją a nie walnęliśmy o płytę lotniska niczym piłka do kosza o parkiet jak to miało miejsce podczas lotu do Monachium. Przesiadka na samolot do Helsinek odbyła się bez problemów. Nowy terminal w Warszawie jest tak ładny, że aż nudny. Już mieliśmy startować gdy okazało się, że konieczne jest odlodzenie samolociku, którym lecieliśmy. Godzina w plecy. Dzięki temu cały misterny plan dotarcia do Tampere autobusem liniowym firmy Paunu poszedł w łeb i został pociąg.
Informacja pasażerska na przystanku przy lotnisku. Linie 61 i 615 są specjalnie oznaczone by każdy mondzioł wiedział, że jadą na lotnisko

Informacja pasażersja wewnątrz pojazdu. Na uwagę zwraca GPS kierujący kierowcę autobusu.

Dzięki temu miałem okazję się przejechać helsińskim zbiorkomem w postaci autobusu. Helsińskie lotnisko w Wancie - wielokrotnie większe od naszego jest skomunikowane tylko autobusowo. Dlatego śmieszy mnie to wrocławskie ciśnienie na linię na lotnisko i myślę, że długo 406 jeszcze będzie tam starczać. Tylko litości! Niech ono dojeżdża pod Dworzec kolejowy i autobusowy a nie na Dworcową. Z Helsińskiego lotniska możemy odjechać linią 615 do samego centrum Helsinek (dworzec kolejowy) i linią 61 do dzielnicy Tikkurila, gdzie z kolei możemy przesiąść się na pociąg jadący wewnątrz kraju. Oprócz tego z lotniska kursuje stado w/w autobusów liniowych do miejscowości w rożnych części Finlandi oraz specjalna linia dla turystów ze specjalną taryfą i różne free busy z parkingu do lotniska. Przez zrządzenie lostu zostałem zmuszony do użycia pociągu i zbiorkomu jednocześnie co nie jest w Finlandii lekkim przeżyciem. W przeciwieństwie do Wrocławia przystanek autobusów miejskich jest umieszczony na wprost wyjścia z terminala. Przystanki są wyposażone w tablice elektroniczne mikroskopijnej wielkości, które znajdują się tylko na peronach i do tego nie tych co trzeba. Np. na peronie 1 jest tablica informująca o odjazdach z peronu 1, 2 i 3 a na peronie 3 tablica informująca o odjazdach z peronu 4, 5 i 6. Na peronie 5 tablicy brak. Ot fińska nieprzydatność. Na plus można zaliczyć czytelną informację o taryfach w rozkładzie jazdy ale już przy kupnie biletu z automatu nikt nie poprowadzi nas za rączkę jak w Monachium, gdzie wystarczyło stisknout tlacitko "Hauptbahnhof" by otrzymać standardowy bilet za 10 eur do koszenia turystów. Tu nie, tu trzeba wiedzieć co nacisnąć i tak jadąc do Tikkurili wybieramy bilet na Wantę za 2,7eur a jadąc 615 do Helsinek bilet na 2 czy tam 3 strefy.
Rozkłady linii lotniskowych są odpowiednio większe by każdy je zauważył i posiadają informacje o cenach

W Finlandii jest śnieg. I na potrzeby scharakteryzowania fińskiego śniegu wymyśliłem definicję: Śniegu jest dużo, gdy nie ma go gdzie odgarniać. Tu jest go dużo ale to nie wpływa za bardzo. Ponieważ uciekł mi autobus o 11:40 to musiałem pojechać tym o 11:50 i zważywszy na to, że rozkład informuje o 25 minutowym czasie przelotu to powinienem spokojnie zdążyć na pociąg o 12:22. Na pętli jednak zameldowałem się z 4 minutowym opóźnieniem ale jak wielkie moje ździwienie było, że na tablicy z odjazdami wyświetlone było 12:32 i w żaden sposób nie mogłem dopasować tego co jest na wyświetlaczach do tego co było podane w internecie i nawet na stacyjnym rozkładzie jazdy. Do tego co chwilę słyszałem zapowiedzi o pociągu o 12:49, którego też nie byłem w stanie dopasować.
Wsiadłem w pierwsze co się trafiło czyli do regionalnego piętrusa i dojechałem do stacji Riihimaki gdzie dobrze, że jakiś dziadek mnie poinformował, że mam się przesiąść do drugiego wagonu bo bym utknął. Dalsza podróż przebiegła bez zakłoceń a ponieważ nie miałem biletu kolejowego to kupiłem go kondiego od stacji Riihimaki. Z pełną kulturą i płatnością kartą VISA. W pociągu zetknąłem się finśką mentalnością. Mondzioł ze mnie i spieprzyłem bo położyłem swój bagaż na rurowej półce mimo, że był uwalony śniegiem (i zaczęło kapać - dla takich jak ja). Na co gościu co pod nią siedział wziął i się przesiadł. A mógł opierdolić!
Powinienem zmienić nazwę tego bloga na "Olen matkustaja" ale kto wie co to znaczy i czy to jest poprawne?

wtorek, 14 lutego 2012

Kop w twarz

Z ojczyzną to jest tak jak z tym kawałem o owsikach wyglądających z tyłka. "Bo tu jest nasza ojczyzna" aż się chce rzeknąć. Nie zdecydowałem się na podróż wrocławskim zbiorkomem w pierwszy dzień po powrocie i wybrałem auto. Wybór był tym prostszy, że nie zakupiłem żadnego biletu okresowego od końca stycznia. We wtorek również się nie zdecydowałem na podróż zbiorkomem do pracy. Natomiast wybrałem się zbiorkomem na piwo i coś do przegryzienia. Padło na kurną chatę. Podczas podróży doszło do mnie, że północna część starego miasta z takimi punktami jak uniwersytet jest tragicznie skomunikowana w osi wschód-zachód. Norymberga tu co prawda za wzór uchodzić nie może bo tam nic za historyczne wały nie wjeżdżą (poza metrem U1 i linią turystyczną 36) ale to nie zmienia istoty problemu. Gdzie Uniwersytet a przystanek Świdnicka? Może czas zrobić jakąś linię plac Grunwaldzki - panorama Racławicka - Grodzka - Uniwersytet - 1 Maja? To takie luźne i nie do końca trzeźwe obserwacje.
Podróż do miasta to była kombinacja 115 i tramwaju. Po opuszczeniu 115 na jakże węzłowym przystanku Rondo Reagana poczułem, że jestem nigdzie. W zasięgu wzroku żadnej informacji pasażerskiej, ani gdzie się udać na inny autobus, ani gdzie pójść na tramwaj. W Norymberdze miałbym to dokładnie na wprost od wyjścia z autobusu, w Monachium musiałbym się rozglądnąć. We Wrocławiu mogę sobie zobaczyć co najwyżej starbucksa i jakiś bank. Na szczęście mieszkam w tym syfie i wiem gdzie iść ale jakoś nie mogłem się przyzwyczaić do czekania na światłach. Szczególnie wtedy gdy widzę, że żaden samochód nie przejeżdża przez jezdnię przez prawie minutę! We Wrocławiu Urząd Miejski ma jakiegoś "pierdolca" na punkcie sygnalizatorów bezkolizyjnych, tysiąca programów sygnalizacji i skracania cykli pieszym. W Norymberdze było prosto, najpierw jeden kierunek na wprost razem z pieszymi a później drugi kierunek na wprost. To sprawiało, że na przejściu dla pieszych nie czekało się dłużej niż 30 sekund. Ci co skręcali w lewo przepuszczali tych z naprzeciwka a zapalenie wszystkim czerwonego czyściło skrzyżowanie z maruderów. We Wrocławiu jest najpierw na wprost, później dwa lewoskręty, później prawoskręty, poźniej znów inne na wprost i tak dalej. A ty stoisz na tych światłach jak dureń. I co z tego, że zostanie dodane 3 sekundy na jakimś przejściu jak cały system jest zły bo zakłada maksymalne przepychanie aut i zwalnianie kierowców z myślenia. Później się mondzioły w drogówce dziwią, że jak się skręca w prawo to trzeba pieszych przepuścić bo oni też mają zielone. Chuj nie spacer w tym Wrocławiu. Powrót już był wesoły bo wybrałem autobus jadący w kierunku Psiego Pola o 23:09. Oczywiście, jak to we Wrocławiu bywa po pełnej analizie dokonanej przez Waldemara Baranowskiego, Marka Czuryłę i pewnie Arkadiusza Worońkę ustalono, że dwa autobusy z dwóch odjeżdżających w kierunku Psiego Pola z Galerii Dominikańskiej o tej porze muszą jechać razem, najlepiej zderzak w zderzak i tak jakieś 23:06 przyjechało D - oczywiście gniot 9555 - warczy to, trzęsie się ale przynajmniej nie kopci (w przeciwieństwie do 9508, który miałem okazję wypuścić z przystanku dzień wcześniej). Później punktualnie 23:09 przyjechało N. Przed D pewnie była 25 minutowa przerwa ale kogo to obchodzi w tym mieście, gdzie decyzję o funkcjonowaniu linii podejmuje się na kolegium prezydenckim przez polityków nie mających żadnych kompetencji merytorycznych, baaa nawet pewnie nie wiedzących gdzie dana linia jeździ. Wytrzęsiony, zmarznięty i dojechałem do pętli Litewska i na tym pobyt komunikacyjno-zbiorowy w Polsce się zakończył.

sobota, 11 lutego 2012

Monachium

To już ostatni dzień w Germanii i ponieważ miałem samolot ze stolicy bawarii to postanowiłem trochę się po niej przejechać. Z Norymbergi do Monachium pojechałem znów ICE i znów po promocyjnej cenie. Przy okazji oczekiwania na pociąg zaobserwowałem mańkową hybrydę z VAGu o numerze 996 i pobawiłem się trochę automatami z DB. Wyszło mi, że gdybym tak o 9:48 zaczął podróż Norymbergi to gdzieś o 17:00 byłbym w Goerlitz. Gdybym to zrobił całą moją familią to zapłaciłbym promocyjnie 40 euro. W sumie to da się żyć. Szkoda tylko, że za Nysą to czarna dziura komunikacyjna jest. W Monachium po opuszczeniu ICE spotkałem się z panem busfarerem i udaliśmy się na małą przejażdżkę. Nie będę się rozpisywał w szczegółach dokąd i czym ale napiszę o odczuciach. Komunikacja w Monachium jest gorsza w Norymberdze. Jako pierwszą istotną różnicę można wskazać kwestię zakupu biletów. O ile VAGowskie automaty akceptują większość cywilizowanych kart to te z MVG to już niekoniecznie. Zostaje Geldkarta EC lub gotówka. Tłumaczyć to można tym, że tutaj wszyscy mają EC i tak było zawsze i to dla mieszkańców są te automaty a turyści niech się męczą.
Przystankowa informacja pasażerska w Monachium

Stacjonarny automat do sprzedaży biletów

Automat do sprzedaży biletów w autobusie.

 Druga rzecz to częstotliwości. Paaanie kochany, metro co dziesięć minut? To po co było drążyć te tunele? Aż się chce krzyknąć: panie premierze! Jak żyć? Przy sobocie takie częstotliwości powodowały dyskomfort w podróży a co dopiero w dni robocze. Informacja pasażerska też ustępuje tej z Norymbergi a wystrój stacji esbana i ubana nie zachęca do podróży (wszechobecnie niedziałające schody). Jako przykład podam tu naszą wizytę na Ostbanhofie gdzie po teoretycznej wysiadce z autobusu nie byliśmy w stanie odnaleźć drogi na perony esbanu. Ratowaliśmy się przejściem przez jakiegoś burgerkinga. Na pewno wiecie jaką lipę zrobiły barierki przy skajtałerze na przystanku "Wielka". W Norymberdze takie barierki nie istnieją - ja przynajmniej ich nie pamiętam. Natomiast w Monachium są i mają się dobrze i pod pozorem bezpieczeństwa utrudniają życie. To wszystko w kupie daje ocenę monachijskiemu zbiorkomowi naciągane 4- bo w sumie udało się dojechać wszędzie tam i prawie na czas ale czuło się te braki.
Wnętrze nowego Adtranz GT8N

Dynamiczna informacja pasażerska w Monachium

piątek, 10 lutego 2012

Furth

Dzisiejszego dnia postanowiłem poznać następną formę komunikacji oznaczoną w magicznym skrócie SRUT(b) pod literką S a celem mojej podróży było przynorymberskie miasteczko Fuerth. Jak to w niemieckich miastach bywa integracja taryfowa nie kończy się razem z granicami miasta Norymberga ale obejmuje też okoliczne miejscowości jak Fuerth, Stein. Bamberg, Amberg, Erlangen i dalej długo by wymieniać. Nie jest to przy tym taki kulawy twór jak wrocławskie linie strefowe z osobnymi systemami dystrybucji biletów dla każdej gminy oraz niemożliwością połaczenia dwóch pozawrocławskich gmin na jednym bilecie okresowym. Tutaj integracja jest pełna i jako, że moja siedmiodniówka obejmuje strefy 100 i 200 czyli najmniejszą możliwą stefę obejmującą miasta Norymberga, Fuerth i Stein to postanowiłem się ruszyć do tego drugiego miasta.
Taken from transport.wroc.bizTaken from transport.wroc.bizTaken from transport.wroc.biz
W Fuerthu gros tutejszego zbiorkomu obsługuje firma "Infra Verkehr" i dla odmiany do Norymbergi jeździ się tu w większości Citarami w tym funkiel nówkami po fejslifcie. Na tamtejszych citarkach zaobserwowałem sposób montowania świateł dziennych. Najnowsza seria ma je w kloszu razem z innymi lampami a te starsze w zderzaku symetrycznie. Nie oznacza to, że MAN i Solaris się nie trafia. Trafia się i to w przypadku tego pierwszego może trafić się z przyczepą osobową. W Polsce taka konfiguracja jest zabroniona ze względu na przepisy unijne a tutaj w prawie centrum UE wozi się takim czymś pasażerów. Nie dane było mi ustalić przydziału tej przyczepy i w sumie nigdy bym się o niej nie dowiedział gdyby nie to że w dniach 1-5 lutego 2012 r. odbywają się w Norymberdze targi zabawek i tamże do obsługi jakże potrzebnego połączenia "wejście targów - Parking" wydelegowano tenże zestaw pojazdów. Do Fuerthu z Norymbergi dostałem się linią S1 z przystanku Rothenburger str. gdzie nastąpiła lekka konsternacja. Z jednej krawędzi peronowej odjeżdżają esbany w dwóch kierunkach ale na szczęście nie jeżdżą zbyt często (co 15-30 minut) to nie rzutuje na całokształt. Generalnie użycie tego środka transportu w przewozach wewnątrz miejskich jest prawie żadne bo rolę szybkiego transportu miejskiego spełnia metro, którym spokojnie wróciłem do Norymbergi

czwartek, 9 lutego 2012

Zagubiony

Obserwacja przebiega bez zakłóceń. To znaczy, że dalej można kiełbasę wykładać to znaczy obserwować. W związku z zaistniałymi okolicznościami postanowiłem sobie urządzić rekonesans przed pracą. Celem było odnalezienie najnowszych stadlerów variobahnów na linii. Z pierdolnika wiedziałem, że są i w ilości sztuk osiem ale dotychczas nie dane było mi ich zobaczyć. Moja radość była niezmierna gdy po wynurzeniu głowy z podziemii na węźle Plarrer zobaczyłem wagon 1201. Przebieżyłem 4 tory i już byłem w środku. Notabene pod skajtałerem nie udała by mi się taka odważna akcja bo skutecznie by mnie zniechęciły barierki. Tutaj są niebezpieczne Niemcy więc barierek między torami jest na lekarstwo a na pewno między przystankami. Z tymi wagonami to ciągle jakieś kłopoty są podobno. Kupione 3 lata temu więcej stoją niż jeżdżą. To nawet nasze skody nie mogą się im równać. Tylko, że tu ciśnienia na te tramwaje takiego nie ma a przynajmniej nie powinno być bo o ile przeskok ze stopiony z trzaskającymi drzwiami do skody to jakieś dwie generacje w przód to róźnica między tym variobahnem a NGT8 jeżdżącymi po ulicach Norymbergii sprowadza się do większej ilości monitorów i mniej wypierdzianych siedzeń (notabene takich samych jak w MANach). To i to 100% niskiej podłogi, to i to jest ogrzewane. Jako, że nie zesłany zostałem na placówkę sam ale z jedną finką to postanowiliśmy po robocie przepierdolić się po mieście by spożyć jakieś jedzenie i piwo bo w końcu to jest jej ostatni dzień tutaj i jutro o 11:00 wraca do Finlandii. Jak standardowy inżynier Mamoń postanowiłem ją zaciągnąć do tej samej knajpy co zalewałem się z busfarerem, starałem się ale nie wyszło trafiliśmy do pubu również irlandzkiego i z meczem ale innego bo tego pierwszego odnaleźć nie byłem w stanie. No cóż. Natomiast udało się mi od razu odnaleźć Donera pod hotelem. Gdzie Durum został pożarty i pochwalony. No pewnie, jak policjanty i pracownicy pogotowia ratunkowego do niego przychodzą to musi być dobry. Teraz zjechałem do hotelu i popijam Tuchera z Netto. A niech ma.
  Taken from transport.wroc.biz Taken from transport.wroc.biz

środa, 8 lutego 2012

Zatramwaj


Zakończyliśmy robotę w robocie. Teraz w sumie została nam obserwacja tego co narobiliśmy więc zdeczko zrelaksowany opuściłem statek i udałem się na zaliczanie brakujących kawałków metra i tramwaju. Przejechałem się najpierw najnowszym odcinkiem U3 do pętli Friedrich Erhard str a później czwóreczką do pętli Gibitzenhof. Tak sobie jeździłem i podczas podróży wagonem 1110 zaliczyłem klasyczny resecik. Motorniczy wyłączył swój wehikuł, wygasił światła, pogrzebał coś w szafie za kabiną i zaświecił je ponownie i pojechał. Całe zdarzenie zostało skwitowane przez jakiegoś dziadka czymś w rodzaju "dizewagenkaput" po czym ów dziadek zaczął nawiozywać konwersację ze mną. Toś se chłopie kompana do niemieckich dysput wynalazł. Złożyłem coś w stylu "zer kalt luft" i "czus" i oddaliłem się na najbliższym przystanku.
Podczas licznych przesiadek towarzyszących zaliczaniu mam okazję oceniać wizualnie stan krzyżownic, rozjazdów i całego tego złomu po którym jeżdżą tramwaje. Kurcze jak oni to robią, że pomimo eksploatacji pudeł na sztywnych wóżkach dają radę tak utrzymać swoje tory w takim stanie. No i nie zamykają do tego połowy sieci na stałe - podczas mojego pobytu nie widziałem żadnego zatramwaju i żadnego remontu. Cudotwórcy.
Jednak jako miłośnik postanowiłem taki zatramwaj zobaczyć i zobaczyłem go na pierdolniku na zdjęciu. Oznaczony był numerem linii tramwajowej i kursował na całej jej długości. Nie dwa przystanki do Wodan strasse jak by nakazywała wrocławska logika.

Rzeczone zdjęcia z pierdolnika:
Taken from transport.wroc.bizTaken from transport.wroc.biz

wtorek, 7 lutego 2012

Bubelwęzeł

No jest jedna rzecz w Nirnbergu, która mi nie pasuje do fajności zbiorkomu w tym mieście. Nie są to korki na 67 ani konieczność zjeżdżania po schodach do metra. W ogóle nie mam się do czego przyczepić za bardzo ale na pewno mogę się przyczepić do naziemnej części węzła Hauptbahnhof. Nie wiem czy zatrudnili oni fachowców z Wrocławia ale spieprzyli go jak na tutejsze warunki dokumentnie. Oczywiście węzeł jest lepszy niż nasze jajo reagana ale wiele go z nim łączy:
- do pojazdu wsiadamy z poziomu gruntu
- odjazdy wagonów i autobusów w tym samym kierunku są w różnych miejscach (5,9,44)
- brakuje bezpośredniego przejścia z budynku dworca na wysepkę tramwajową
Na szczęście są rzeczy lepsze niż na naszym jajku:
- nie ma świateł wewnątrz węzła ani żadnych pasów, barierek itp.
- można dostać się na tą wyspę szczęśliwości bez konieczności schodzenia do podziemia
- schody ruchome
Widok satelitarny na przeddworce w Norymberdze, ta żółta przerywana kreska to najbardziej intuicyjna droga w perony -niestety niemożliwa do przebycia
Myślę, że takiego bubla jak Rondo Reagana by jednak tu nikt nie zaakceptował. I bardzo dobrze. Drugi duży węzeł czyli Plarrer jest w miarę normalny i posiada fajną zaletę. W celu ułatwienia przesiadek między liniami perony dla linii są "wymiksowane" i tak jadąc w kierunku Fuerth U1 można od razu zmienić kierunek na U2 Roethenbach i U3 Adolf Hitler... tfu Gustaw Adolf strasse i odwrotnie z Fuerth na kierunek Flughafen. A nad tym wszystkim co 6-4 minuty jeździ czwórka w relacji Thon - Gibitzenhof/Frankenstrasse. No nie ma się do czego czepić.

PS. Znalazłem jakiś infoportal VAG ale nie rzuca na kolana... gdzie są autobusy?
http://www.vag.de/infoportal/map.php

poniedziałek, 6 lutego 2012

Nie idzie się zgubić


Komunikacja miejska w Norymberdze zaczyna mi się naprawdę podobać. W swojej skali wystawiam jej 4+, w skali Dutkiewicza pewnie byłoby to osiem bo o tyle długości to co tutaj przerasta stolicę dynamizmu. Główną różnicą od tego co jest nad Odrą to węzły. Na węźle w Norymberdze nie idzie się zgubić wystarczy poszukać literki S jeśli szukamy szybkiej kolejki, R jeśli pociągów regionalnych, U jeśli szukamy metra i Tram jeśli szukamy tramwaju. Autobus możemy znaleźć pod napisem Bus. Wszystko to tworzy przyjemnie brzmiący skrót SRUTB i od razu poprawia mi humor. No to SRU chciałoby się powiedzieć. W Norymberdze po wysiadce z metra już na jego peronie, najczęściej na wprost od wyjścia mamy informację o najbliższych odjazdach komunikacji naziemnej. To tak jakby przy wyjściu z Galerii Grunwaldzkiej lub Dworca PKS wisiał ciekłokrystaliczny wyświetlacz z informacją czy mamy już gonić na tą 16stkę czy możemy jeszcze poczekać. Na razie szesnastka nie jeździ i wyświetlacze są tylko na peronie, kiedy już sami jesteśmy w stanie zorientować się czy te pudło co zakopciło i odjechało to nasz autobus.
Gdzie nie spojrzysz tam wiesz gdzie iść.

Jeśli szukasz tramwaju to w prawo

Wszystko jest rozrysowane tak, że nie idzie się zgubić

Na stacji Schweinau.

Informacja pasażerska na peronie metra

W Poniedziałek też musiałem zakupić kolejny bilet siedmiodniowy i znów się udało go zakupić za pomocą karty VISA. W razie jakby się nie udało to na dworcu jest Kundencentrum, które posiada wszystko co jest pasażerowi do szczęścia potrzebne.
Biuro Obsługi Klienta na dworcu głównym

Automaty do sprzedaży biletów

Po pracy do Norymbergi pociągiem przyjechał pan Busfarer. Oczekiwanie na niego wypełniło mi obserwowanie pasażerów przewijających się przez norymberski dworzec główny. Nie podejmuję się oceny czy jest ich więcej niż na głównym w remoncie we Wrocławiu ale faktem jest, że trochę pasażerów się tu przewala. Patrząc na statystyczną próbę mieszkańców okolic to by się Hitler załamał, żółci, biali, czarni i w różnych odcieniach tych kolorów. To już nie jest najbardziej niemieckie miasto w Rzeszy. To jest konglomerat Turków, Niemcow, Jugoli i wszystkiego tego co można znaleźć na świecie. O wiele więcej sztuk wśród tej "niemieckiej" młodzieży robi ze sobą takie rzeczy, że u nas uznani byliby za pomyleńców. Nie twierdzę, że u nas nie ma ludzi ze złomowiskiem na twarzy, zielonych włosach i co tam inwencja twórcza przyniesie ale jest ich w Norymberdze więcej. Natomiast mniej jest dresów, hiphopowców a szalikowcy to gatunek zupełnie nieistniejący.
Po przyjeździe gościowi postanowiłem pokazać to co ma Norymberga czyli metro, autobus i tramwaj w pigułce bo pogoda nie nastrajała do większych plenerów. Na początek metro bezobsługowe na U2 i dojazd do węzła Rothenbach, tamże rekonesans i przesiadka na jakieś podrzędne 67. I tym 67 się wpieprzyliśmy jakiś taki mega korek. No cóż trzeba było do tego Fuerthu pojechać metrem (U2+U1), czasowo by wyszło podobnie a na pewno bardziej przewidywalnie. Z Fuerthu do Norymbergi wróciliśmy normalnym metrem U1 a po tym zaliczyliśmy tramwaj do miejsca spożycia najlepszego Duruma w mieście. Po Durumie skończyliśmy na browarze w irlandzkiej knajpie. Bez ofiar.