wtorek, 14 lutego 2012

Kop w twarz

Z ojczyzną to jest tak jak z tym kawałem o owsikach wyglądających z tyłka. "Bo tu jest nasza ojczyzna" aż się chce rzeknąć. Nie zdecydowałem się na podróż wrocławskim zbiorkomem w pierwszy dzień po powrocie i wybrałem auto. Wybór był tym prostszy, że nie zakupiłem żadnego biletu okresowego od końca stycznia. We wtorek również się nie zdecydowałem na podróż zbiorkomem do pracy. Natomiast wybrałem się zbiorkomem na piwo i coś do przegryzienia. Padło na kurną chatę. Podczas podróży doszło do mnie, że północna część starego miasta z takimi punktami jak uniwersytet jest tragicznie skomunikowana w osi wschód-zachód. Norymberga tu co prawda za wzór uchodzić nie może bo tam nic za historyczne wały nie wjeżdżą (poza metrem U1 i linią turystyczną 36) ale to nie zmienia istoty problemu. Gdzie Uniwersytet a przystanek Świdnicka? Może czas zrobić jakąś linię plac Grunwaldzki - panorama Racławicka - Grodzka - Uniwersytet - 1 Maja? To takie luźne i nie do końca trzeźwe obserwacje.
Podróż do miasta to była kombinacja 115 i tramwaju. Po opuszczeniu 115 na jakże węzłowym przystanku Rondo Reagana poczułem, że jestem nigdzie. W zasięgu wzroku żadnej informacji pasażerskiej, ani gdzie się udać na inny autobus, ani gdzie pójść na tramwaj. W Norymberdze miałbym to dokładnie na wprost od wyjścia z autobusu, w Monachium musiałbym się rozglądnąć. We Wrocławiu mogę sobie zobaczyć co najwyżej starbucksa i jakiś bank. Na szczęście mieszkam w tym syfie i wiem gdzie iść ale jakoś nie mogłem się przyzwyczaić do czekania na światłach. Szczególnie wtedy gdy widzę, że żaden samochód nie przejeżdża przez jezdnię przez prawie minutę! We Wrocławiu Urząd Miejski ma jakiegoś "pierdolca" na punkcie sygnalizatorów bezkolizyjnych, tysiąca programów sygnalizacji i skracania cykli pieszym. W Norymberdze było prosto, najpierw jeden kierunek na wprost razem z pieszymi a później drugi kierunek na wprost. To sprawiało, że na przejściu dla pieszych nie czekało się dłużej niż 30 sekund. Ci co skręcali w lewo przepuszczali tych z naprzeciwka a zapalenie wszystkim czerwonego czyściło skrzyżowanie z maruderów. We Wrocławiu jest najpierw na wprost, później dwa lewoskręty, później prawoskręty, poźniej znów inne na wprost i tak dalej. A ty stoisz na tych światłach jak dureń. I co z tego, że zostanie dodane 3 sekundy na jakimś przejściu jak cały system jest zły bo zakłada maksymalne przepychanie aut i zwalnianie kierowców z myślenia. Później się mondzioły w drogówce dziwią, że jak się skręca w prawo to trzeba pieszych przepuścić bo oni też mają zielone. Chuj nie spacer w tym Wrocławiu. Powrót już był wesoły bo wybrałem autobus jadący w kierunku Psiego Pola o 23:09. Oczywiście, jak to we Wrocławiu bywa po pełnej analizie dokonanej przez Waldemara Baranowskiego, Marka Czuryłę i pewnie Arkadiusza Worońkę ustalono, że dwa autobusy z dwóch odjeżdżających w kierunku Psiego Pola z Galerii Dominikańskiej o tej porze muszą jechać razem, najlepiej zderzak w zderzak i tak jakieś 23:06 przyjechało D - oczywiście gniot 9555 - warczy to, trzęsie się ale przynajmniej nie kopci (w przeciwieństwie do 9508, który miałem okazję wypuścić z przystanku dzień wcześniej). Później punktualnie 23:09 przyjechało N. Przed D pewnie była 25 minutowa przerwa ale kogo to obchodzi w tym mieście, gdzie decyzję o funkcjonowaniu linii podejmuje się na kolegium prezydenckim przez polityków nie mających żadnych kompetencji merytorycznych, baaa nawet pewnie nie wiedzących gdzie dana linia jeździ. Wytrzęsiony, zmarznięty i dojechałem do pętli Litewska i na tym pobyt komunikacyjno-zbiorowy w Polsce się zakończył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz